Un cuento perfecto - Elísabet Benavent


     Érase una vez.... Dawno, dawno temu, za górami, za lasami żyła sobie perfekcja nad perfekcjami. Któż by nie chciał żyć w idealnym świecie? Ale zaraz, zaraz, czy to przypadkiem nie było by za nudne? Un cuento perfecto zaczyna się od obietnicy cudownego życia z księciem z bajki. Ślubu niczym jak z bajki. Boskiego życia. Żadnych zmartwień. Ale czy aby na pewno? No bo co z tego, że książe z bajki jest zabójczo przystojny, jeśli nie ma tego czegoś więcej? Czy perfekcja istnieje? Czy dążenie do życia niczym z okładki journala jest warte? Na te wszystkie pytania znajdziecie odpowiedź w tej oto powieści, która zachwyca także budową, bo jest to powieść, która jest i kończy się jak życie (nie mam tu na myśli śmierci, lecz c.d.). 

     Madryt. Cudowne miasto na ulokowanie akcji. Miasto, w którym wszystko może się zdarzyć. I tak się dzieje. 

... en Madrid siempre hay gente. En todos los sitios. En las terrazas; en las callejuelas que serpentean en barrios como Malasaña, Lavapiés o La Latina.

     Pewnego dnia, dziwnym zrządzeniem losu Margot poznaje Davida, który tak jak ona chce odzyskać swoją drugą połówkę (o ile tak w ogóle można to nazwać, bo czy z jedną jak i z dwoma da się żyć ;)). Zaprzyjaźniają się, doradzają i pomagają sobie osiągnąć zamierzony cel. Aż dziwne, że dwójka przypadkowych ludzi może się zakumplować w ten trochę odchodzący od reguły sposób. Aż tu nagle pewnego dnia wyjeżdżają razem na wakacje. I to nie byle gdzie, bo na urokliwą wyspę Santorini. No romantyczniej być nie mogło (P.S. nie piszę tego z ironią jakby coś, no ale przyznajcie sami, że wyjeżdżając do takiego miejsca, z kumplem/przyjacielem płci przeciwnej wszystko będzie jak dawniej po powrocie...). Podczas tej podróży do Margot dociera też wiele rzeczy i w końcu poznaje samą siebie i swoje potrzeby. W jakim stopniu pobyt na Santorini zmieni życie Margot i Davida? Margot pozostanie z księciem z bajki? Czy perfekcyjne życie niczym jak w Madrycie istnieje? Tego i o wiele więcej dowiecie się czytająć Un cuento perfecto

Llevaba un libro manoseado y yo, que había dejado mis revistas y mi libro en el hotel, me asomé a cotillear el título porque, lo admito, un tío leyendo me produce el mismo efecto que uno con un bebé. Babeo.


 

Comentarios